Czy UE może odegrać rolę w powstrzymaniu izraelsko-palestyńskiej przemocy?

Jakimi narzędziami dysponują europejscy politycy, które mogłyby pomóc powstrzymać rozlew krwi w Izraelu i Palestynie?

W poprzednim tygodniu wysoka przedstawiciel UE, Federica Mogherini, w czasie wizyty palestyńskiego prezydenta Mahmuda Abbasa w Brukseli, włączyła się w międzynarodowe wysiłki mające na celu opanowanie i ostateczną de-eskalację najnowszej fali izraelsko-palestyńskiej przemocy.

Na szczycie jej politycznych priorytetów będzie zbadanie możliwości podjęcia konkretnych kroków przez wszystkie strony, aby załagodzić powstałe napięcia, oraz przywrócić wiarę w prawie martwą koncepcję dwóch państw.

Dla Mogherini jest to okazja do umocnienia pozycji Europy jako coraz bardziej nieodzownego gracza w dążeniach do rozwiązania długotrwałego konfliktu izraelsko-palestyńskego. Wysoka komisarz może przedstawić instytucje UE jako te, które działają w tandemie z amerykańskim sekretarzem stanu, Johnem Kerry, który odbył szereg rozmów z regionalnymi liderami.

Tego rodzaju szansa pojawia się w momencie, w którym UE i jej państwa członkowskie wykazały się zwiększoną aktywnością dyplomatyczną, której celem jest odblokowanie negocjacji izraelsko-palestyńskich zarówno poprzez Radę Bezpieczeństwa ONZ w postaci wsparcia europejskich parlamentów na rzecz uznania państwa palestyńskiego jak i działań zmierzających do wyłączenia osiedli izraelskich z korzyści wynikających z umów dwustronnych między UE a Izraelem.

Pomimo potencjału drzemiącego w tego rodzaju europejskiej dyplomacji i znacznych oczekiwań narosłych w ciągu ostatniego roku, rok 2015 jest do tej pory zmarnowaną okazją by wypełnić lukę będącej efektem dyplomatycznego odwrotu USA po upadku wysiłków pokojowych podjętych przez Kerry’ego w kwietniu 2014 r.

Przywódcy UE nie byli w stanie jasno przedstawić swojej wizji rozwiązania konfliktu lub odpowiedzieć na pytanie jak nowa rola UE będzie wpływała na jej relacje z USA w praktyce. Europa nie była także zdolna dostarczyć  krótkoterminowych „technicznych” rozwiązań w odpowiedzi na wybuch niszczycielskiej wojny w Gazie ostatniego lata. Obecna eskalacja izraelsko-palestyńskiej przemocy pokazuje, że zdolność UE do „zaopiekowania się” konfliktem przy nieobecności USA jest daleka od ideału.

To, co dzieje się obecnie w Izraelu i na okupowanych terytoriach palestyńskich ma swoje liczne przyczyny i byłoby oczywiście niesprawiedliwym winić za wszystko Brukselę. Nie ulega jednak wątpliwości, że europejska bezczynność wraz z utratą wiary Palestyńczyków w sens negocjacji, problemami humanitarnymi w Strefie Gazy, słabnącą palestyńską demokracją oraz jej podzielonym i niepopularnym przywództwem były istotnym czynnikiem.

Są to wszystko kwestie, w których UE ma ważną rolę do odegrania, ale stale osiąga mniej niż można byłoby oczekiwać w stosunku do jej pozycji.

Chociaż UE poświęciła sporo czasu i starań w ciągu ostatniego roku omawiając potencjalne formaty mogące ożywić negocjacje, zabrakło adekwatnej oceny, wyjaśniającej dlaczego nie udało się tego uczynić w przeszłości i co można zrobić, aby skutecznie odpowiedzieć na te porażki.

Debata, na którą nalegała Mogherini, dotycząca decyzji o poszerzeniu Kwartetu, grupy ONZ zajmującej się zarządzaniem konfliktem, lub poparciu francuskiej inicjatywy w sprawie utworzenia Międzynarodowej Grupy Wsparcia (International Support Group), dodatkowo spotęgowała wewnętrzne podziały w Europie i odwiodła uwagę od ważniejszego pytania: co właściwie należy osiągnąć w kwestiach merytorycznych?

Niemniej jednak to sprawa Gazy wykazała jeden z najistotniejszych przypadków, w których UE unika poniesienia odpowiedzialności, pomimo obietnic wsparcia po każdym kolejnym przypadku dewastacji spornych terenów. Tuż po walkach mających miejsce w lecie ubiegłego roku, UE i jej państwa członkowskie zobowiązały się ponownie do znaczącej pomocy technicznej i finansowej w celu odbudowy Gazy.

Jednak ponad rok później, państwa europejskie przekazały zaledwie około 127 mln Euro z obiecanych 315 mln Euro w ramach pomocy rozwojowej. WsparcieUE ​​w opracowaniu mechanizmu pozwalającego na zmniejszenie izraelskiej kontroli i zapewnienie bardzo potrzebnego rozwoju gospodarczego Strefie również nie zostało zrealizowane.

Oczywiście bez rozwiązania problemu politycznego dotyczącego palestyńskiego pojednania nie da się wiele osiągnąć od strony technicznej w Gazie. Tutaj również UE, z racji bycia największym darczyńcą Palestyńczyków, ma swój istotny wpływ.

Jednakże narodowe względy polityczne oraz polityka „niekontaktowania się” z Hamasem konsekwentnie utrudnia zdolność UE do odegrania aktywnej roli mediatora. W rezultacie, UE została zmuszona polegać na Norwegii i Szwajcarii. Jeśli UE poważnie myśli o ustaleniu mechanizmu pozwalającego przywrócić stabilność Palestynie, skupienie się na powyższych aspektach mogłoby być dobrym początkiem.

Kwestia palestyńskich zarzutów wskazujących na to, że Izrael stara się podważyć status quo na Wzgórzu Świątynnym (Haram al Sharif), stanowi kolejną okazję dla wprowadzenia krótkoterminowych technicznych rozwiązań.

Podobnie jak w przypadku palestyńskiej przemocy, która wstrząsnęła Wschodnią Jerozolimą w zeszłym roku, istnieje oczywiście możliwość, że obecna fala może również osłabnąć, ale jeśli tak się stanie, prawdopodobnie będzie to bardziej wynikiem rodzaju użytej przemocy, niż nie skuteczności międzynarodowej aktywności.

Brak poważnych działań mających na celu zwalczanie przyczyn stojących za palestyńską przemocą tj. problemu izraelskiej okupacji, która niedługo będzie trwać już 50 lat oraz obecnego projektu osadnictwa żydowskiego, powoduje, że każde starania o deeskalację konfliktu będą mieć jedynie tymczasowe efekty.

Restart

W tym momencie nie jest jeszcze jasne, czy USA będą próbować wykorzystać moment, który może zostać osiągnięty podczas deeskalacji konfliktu, do przekierowania lokalnej dynamiki na nowe tory procesu pokojowego. Jednak restart „procesu” w tym kontekście prawdopodobne doprowadzi do dalszego umacniania izraelskiego status quo, a nie osiągnięcia trwałego pokoju.

Co gorsza, upadek kolejnej rundy negocjacji może, tak jak w przeszłości, być zwiastunem jeszcze większej fali przemocy i niestabilności. Rozwiązanie konfliktu będzie więc wymagać więcej niż tylko sprowadzenia Abbasa i Netanjahu do obrad w tym samym pokoju. Kluczem do konfliktu jest zajęcie się czynnikami, które są najbardziej odpowiedzialne za osłabianie szans dla realizacji koncepcji dwóch państw.

W grudniu 2013 r., Europejska Rada Spraw Zagranicznych (ECFR) przeprowadziła „Stress test koncepcji dwóch państw” (“Two State-Stress Test”- TSST), który pokazał, że oprócz rozbudowy osiedli, czy procesu umacniania okupacji, to dynamika izraelskiej debaty, w której większość nie chce odejść od statusu quo, z powodu ideologii lub braku jakiegokolwiek poczucia konieczności rozwiązania problemu, była czynnikiem najbardziej zagrażającym powstaniu państwa palestyńskiego pokojowo istniejącego obok Izraela.

Obecną okupację można zakończyć. Przede wszystkim, Izrael nie byłby pierwszym krajem, który tego dokonał i mógł dalej się rozwijać. Przykładem niech będzie Portugalia, która przestała okupować swoje kolonie w połowie lat 70-tych (wchłaniając przy tym setki tysięcy osadników do swojej macierzystej gospodarki), a później rozwijała się gospodarczo dzięki pogłębieniu integracji z UE.

To nie „stan faktyczny”, ale kalkulacje polityczne są czynnikiem utrudniającym zakończenie okupacji. Mimo to, jej okres może zostać osiągnięty  tylko wtedy, gdy okupant zdecyduje, że leży to w jego długofalowym interesie.

Izraelska opinia publiczna

Europejskie wysiłki muszą być zatem ukierunkowane na zmianę izraelskiej opinii publicznej.

Choć nie ma europejskiego konsensusu w sprawie środków nacisku wobec Izraela, wyjątkiem od tej zasady są zobowiązania Europy wobec własnych przepisów prawa, które wchodzą w kolizję z izraelskimi naciskami politycznymi mającymi na celu zatarcie rozróżnienia między uznanym i suwerennym terytorium, a izraelskimi osiedlami na okupowanych terytoriach palestyńskich.

Poprzez pełne przestrzeganie własnego prawa, które zobowiązuje do dokonania rozróżnienia między osiedlami i Izraelem, Europa może przyczynić się do zmian w kalkulacjach izraelskiej opinii publicznej, która chce zachować obecnie utrzymujące się status quo.

Powyższe rozwiązanie jest prawną koniecznością, która nie powinna stać się zakładnikiem na rzecz prób wznowienia procesu pokojowego, lecz należałoby postrzegać je jako jeden z najważniejszych czynników prowadzących do spełnienia warunków koniecznych do poważnego wznowienia procesu pokojowego.

 

Wersja tego artykułu został pierwotnie opublikowana przez EU Observer 26 października 2015.

European Council on Foreign Relations nie zajmuje stanowisk zbiorowych. Publikacje ECFR reprezentują jedynie poglądy poszczególnych autorów.