Choć niespodziewana wiadomość o zwycięstwie Donalda Trumpa padła niespełna tydzień temu, nowe relacje między Waszyngtonem i Moskwą już nabierają kształtu. Władimir Putin wysłał pismo gratulacyjne do Trumpa, w którym wyraził przekonanie, że „oba kraje mogą zbudować konstruktywny dialog oparty na zasadach równości, wzajemnego poszanowania i szczerego uznania dla pozycji drugiej strony". Miliarder podziękował za ten „piękny list".
Zasygnalizował też, że wycofa poparcie USA dla syryjskich rebeliantów i nie będzie dążył do utworzenia stref zakazu lotów w Syrii, jak tego chciała Hillary Clinton. Krótko mówiąc: Putin będzie miał wolną rękę w bezwzględnym rozprawieniu się z wrogami reżimu Baszara Asada.
Ale to dopiero początek, bo rosyjsko-amerykański deal najpewniej obejmie regiony, które mają żywotne znaczenie dla bezpieczeństwa Polski.
– Spodziewam się takiej Jałty 2.0. Trump obieca Putinowi, że Amerykanie nie będą stawać na drodze Kremla na Ukrainie, w Gruzji, Mołdawii – mówi „Rz" prof. Mark Galeotti, jeden z najbardziej wpływowych amerykańskich znawców Rosji.
To oznaczałoby przekreślenie polityki prowadzonej przez polską dyplomację od przeszło ćwierćwiecza: stopniowego przeciągania na stronę Zachodu republik byłego ZSRR, przede wszystkim Ukrainy. Ale Polska nie ma możliwości powstrzymania takiego dealu, nawet nie może wpłynąć na jego kształt.