Kroczący od sukcesu do sukcesu Donald Trump zdecydował się w środę na wygłoszenie programowego przemówienia na temat polityki zagranicznej. Miało uzupełnić wizerunek kandydata na kandydata na prezydenta, przydając mu dyplomatycznej i prezydenckiej powagi.
Okazało się, że miliarder pragnący zostać prezydentem ma niewiele do powiedzenia poza tym, co już wcześniej sygnalizował, gdy mówił o „rozbombieniu" tzw. Państwa Islamskiego, zmuszeniu Meksyku, aby sam zapłacił za mur przeciwko imigrantom, i zakazie wjazdu muzułmanów do USA.
America First
Przede wszystkim Ameryka – powtarzał Donald Trump w w środowym przemówieniu, przypominając slogan Charlesa Lindbergha oraz izolacjonistów z lat 30. ubiegłego wieku. Jak powiedział wcześniej w wywiadzie dla „NYT", musi się zastanowić, który z amerykańskich prezydentów prowadził politykę, z którą mógłby się utożsamiać. Jak twierdzi, należałoby poszukać w XIX wieku.
Donald Trump nie kryje głębokiej nieufności do sojuszów USA, a wobec niektórych prezentuje otwartą wrogość. Jest przekonany, że Stany Zjednoczone nie odnoszą jakichś specjalnych korzyści, utrzymując swe siły zbrojne w Azji i Europie. Sprzeciwia się porozumieniom handlowym wynegocjowanym przez poprzednich prezydentów. – Nasi sojusznicy muszą uczestniczyć w kosztach. Kraje, których bronimy, muszą płacić za swą obronę lub bronić się same – powiedział w środowym przemówieniu.
Bronił Izraela jako najważniejszego sojusznika USA na Bliskim Wschodzie. Nawoływał do większych wysiłków w obronie chrześcijan w tym regionie. – Wszystko to się zmieni, gdy zostanę prezydentem – zadeklarował. Zapowiedział też, że powstanie plan powstrzymywania islamu.